Tadeusz Nyczek, Muzeum Śląskie w Katowicach 1994

(...) Długi czas wpatrywałem się w obrazy Antoniego Kowalskiego i zachodziłem w głowę, co to wszystko znaczy i w ogóle o co chodzi. Ta precyzja w odmalowywaniu czegoś, co jest Czymś, a jednocześnie Niczym...Czymś jakby znanym, ale przecież absurdalnym, abstrakcyjnym...oto Coś stoi w wodzie, płynie, przechyla się, zanurza, tkwi, powiewa.
(...) Długi czas wpatrywałem się w obrazy Antoniego Kowalskiego i zachodziłem w głowę, co to wszystko znaczy i w ogóle o co chodzi. Ta precyzja w odmalowywaniu czegoś, co jest Czymś, a jednocześnie Niczym...Czymś jakby znanym, ale przecież absurdalnym, abstrakcyjnym...oto Coś stoi w wodzie, płynie, przechyla się, zanurza, tkwi, powiewa. Raz są to wyraźne przedmioty organiczne, biologiczne, raz całkiem sztuczne, przez kogoś zaprojektowane. Znajome są więc czynności, nieznane obiekty.

Dlatego pozostawało pytanie: czym ten świat jest, co znaczy - oprócz oczywistego faktu, że pewien artysta wziął pędzel albo kredki pastelowe do ręki i to wszystko wymalował. Gdyby to były jakieś maziugi, kropki, kreski i cały ten „nowoczesny” blichtr... Ale To wyraźnie domaga się odpowiedzi, prowokuje.

I nagle wczoraj wieczorem, dwadzieścia po dziewiątej, podczas smażenia jajek na bekonie, olśniło mnie. Przypomniałem sobie pewne książki, filmy i opowieści o tym, jak to Kosmici Z Nieznanych Planet o daleko bardziej niż nasza zaawansowanej cywilizacji, usiłują opowiedzieć o swoim życiu przy pomocy specjalnych mediów, którymi niekiedy bywają zwykli ziemscy ludzie (...). Malarze, zwłaszcza ci posiadający dar znakomitej imitacji czegokolwiek, bywają wymarzonymi mediami do takich zadań. Jestem od wczoraj pewien, że jednym z nich jest Antoni Kowalski. Co najlepsze, on sam o tym nie ma pojęcia. I na tym polega cała sztuczka (...).